Czasami próbuję to zrozumieć, rozszyfrować ale to chyba jest nie do rozwikłania. Czy to kwestia hormonów, stanu w życiu, zmiany statusu?
Nie wiem. Jedno jest pewne od dłuższego czasu odczuwam bardziej intensywnie otaczający mnie świat. Coraz więcej widzę, coraz bardziej dotyka moje serce to, co dzieje się wokół mnie. Dziwnym i zarazem zaskakującym jest fakt, że potrafię przeżywać i odczuwać energię, jaką serwują mi ludzie. Zawsze byłam bardzo wrażliwa ale odkąd zostałam matką czasami czuję się jakbym miała wszczepiony w mózgu chip, który to podpowiada mi, że dany człowiek jest wobec mnie w porządku, a inny jest "ok" tylko tu i teraz, a poza oczy mówi i działa inaczej.
Już kiedyś o tym pisałam, że fałsz poznam z kilometra i tak na prawdę jest. To być może kwestia podejrzliwości, bo im dłużej człowiek żyje na świecie, tym więcej doświadcza. Jednak sądzę, że jest to właśnie to "coś", co było we mnie zawsze, zwłaszcza wtedy gdy jako nastolatka pisałam wiersze... do szuflady.
Niedawno miałam okazję w sposób zwykły i oczywisty poznać siłę mojej intuicji. Będąc na rozmowie rekrutacyjnej, gdzie było ludzi więcej niż powierzchni pomieszczenia, w której czekał tłum (a duże było to pomieszczenie) włączył mi się znowu "ten impuls". Nie mam żadnych uprzedzeń do ludzi, nigdy nie oceniam ich widząc po raz pierwszy po ich wyglądzie i stylu bycia. Zakładam, że muszę przynajmniej z kimś porozmawiać chwilę, by móc coś sobie o człowieku pomyśleć. I tak właśnie było w tym przypadku. Rozmawiałam z 5 osobami, każda z nich była inna ale wszystkie rywalizowały o jedno stanowisko. Pierwsza patrzyła na wszystkich z dziwną wyższością, a kiedy z nią porozmawiałam, wiedziałam już, że jest to pupilka osób rekrutujących. Druga to bardzo skromna ale ambitna i sympatyczna osoba, która rozmawiała ze mną w sposób zupełnie bezinteresowny, bardziej chciała pomóc niż zaszkodzić. Trzecia osoba to człowiek, który w każdym tam widział zagrożenie, jednocześnie niepewny własnych umiejętności ale próbujący się pokazać od strony fachowca. Czwarta i piąta osoba to ewidentnie takie, które są obcykane w tego typu spotkaniach, zakładają z góry, że nic nie wyjdzie i potem obwiniają pół świata za własne niepowodzenie.
Sorry, to moje spojrzenie, to moje zdanie... ja tak po prostu mam. Nie prześwietlam nikogo z chęci, wprost przeciwnie, to samo się dzieje. Sęk w tym, że odczuwam to jako coś, co pomaga mi unikać ludzi szkodzących, takich swoistych wampirów energetycznych. Na tym właśnie to polega, to tak, jakby intuicja obrazowała mi cechy człowieka i mówiła jednocześnie, że ktoś nic do mnie nie ma, a inny ktoś życzy mi źle, zazdrości itp.
Najciekawsze jest to, że ja ludzi nie skreślam, nawet jeśli odczuwam, że od danej osoby trzeba się odciąć. Dopiero później, jakoś samo wychodzi dokładnie to, co odczuwałam, czasami całkiem przypadkowo czegoś się dowiem... ot, cała historia.
Już wiele mam takich przykładów, gdzie poznając nową osobę od początku wiedziałam, że znajomość zaowocuje fajną relacją i rzeczywiście trwa do dziś. Natomiast są też przykłady, gdzie poznając kogoś super miłego, pomocnego, pozornie z dobrymi intencjami odczuwałam dziwne, sprzeczne emocje, gdzie z tyłu głowy coś mówiło mi, że nie warto..., że trzeba uważać. Jednak oczywiście skoro ktoś prezentuje się, jak z sercem na dłoni to czemu nie przygarnąć go do grona przyjaciół. A tu klaps! Prędzej, czy później coś po drodze wychodzi, a najczęściej odnajduję fakt, iż coś miało podłoże już na początku owej znajomości.
Czasami to tak sobie, myślę, że niezłe "Medium" ze mnie ;). Czy każdą kobietę cechuje tak silna intuicja? Czy my jesteśmy jak żołnierze do walki z nieszczerością? Nie wiem ale na bank mam zamiar nieco bardziej stosować się do podpowiedzi podświadomości, bo w końcu ona (intuicja) po coś jest. Docenianie jej wypełnionego zadania powinno być atrybutem posiadania intuicji, zatem jeśli Ty też masz podobnie, to nie lekceważ tego, co podpowiada Ci serce.